15/03/2018 • Aktualizacja: 01/12/2025 • Krzysztof Borowik

Andrzej Jan Gołota, urodzony 5 stycznia 1968 roku w Warszawie. Brązowy medalista olimpijski z Seulu. Pierwszy polski pięściarz, który walczył o zawodowe mistrzostwo świata w wadze ciężkiej (łącznie 4 razy). Ponadto Andrzeaj Gołota pojedynkował się z sześcioma bokserami, którzy w swojej karierze posiadali tytuł mistrzowski w wadze ciężkiej, w tym z takimi legendami, jak Lennox Lewis, Mike Tyson czy Riddick Bowe.
Spis treści
Data urodzenia: 05.01.1968 (aktualny wiek: 57 lat)
Bilans walk:
Warunki fizyczne:
Trenerzy:
Andrzej Gołota ma niezwykle bogatą karierę amatorską. W barwach Legii Warszawa w latach 1986-1990 zdobył 4 tytuły mistrza Polski w wadze ciężkiej. Na imprezach międzynarodowych zaczął od wywalczenia srebra na MŚ juniorów 1985, przegrywając w finale z jednym z najwybitniejszych bokserów amatorskich w historii – Felixem Savonem. Rok później sięgnął po mistrzostwo Europy juniorów.
W 1988 roku odniósł największy sukces w karierze amatorskiej, zdobywając na igrzyskach olimpijskich w Seulu brązowy medal. W pojedynku półfinałowym z Koreańczykiem Baekiem Hyun-manem doznał kontuzji rozcięcia łuku brwiowego, co zmusiło go do wycofania się.
Po igrzyskach wywalczył dla Polski brąz na mistrzostwach Europy w Atenach w 1989 roku.
Niestety, Andrzej Gołota coraz częściej brał udział w różnego rodzaju bójkach i awanturach. Kulminacją tych zdarzeń był rok 1990, w którym to sąd we Włocławku postawił mu zarzut rozboju przy użyciu niebezpiecznego narzędzia. Pod koniec 1990 roku wydano za nim list gończy, ale Gołota, świadom konsekwencji swoich czynów, zdążył już wyemigrować do USA.
Tam wraz z późniejszą żoną Mariolą zamieszkał w Chicago, gdzie wkrótce urodziła im się córka. Nie znając języka, Andrzejowi nie było łatwo zaaklimatyzować się w nowych warunkach. Dorabiał, imając się różnych zajęć, poważnie rozważając zostanie kierowcą TIR-a. Jednak udało się go namówić do spróbowania swoich sił w boksie zawodowym. Pierwszym jego menadżerem został Bob Donnel – właściciel klubu Windy City Gym, gdzie Gołota trenował.
„Andrew”, jak zaczęto go nazywać, zawodową karierę rozpoczął 7 lutego 1992 w Milwaukee, pokonując Roosevelta Shulera. Do końca 1992 roku stoczył jeszcze siedem zwycięskich walk.
W 1993 roku pokonał kolejnych siedmiu bokserów. Wówczas zainteresował się nim wpływowy promotor Lou Duva, który został jego trenerem. Do końca 1995 roku Andrzej Gołota miał na koncie 26 wygranych walk, w tym 22 przed czasem. Wygrał m.in. z groźnym Samsonem Po’uhą, choć w trakcie walki, gdy znalazł w opałach, ugryzł swego rywala w szyję. Uszło mu to płazem, gdyż sędzia nie widział tego zdarzenia.
15 marca 1996 roku Gołota znokautował bardzo dobrego pięściarza, Amerykanina Danella Nicholsona, który po ewentualnej wygranej z Andrzejem miał walczyć z Riddickiem Bowe’em. Polak pokrzyżował plany Nicholsona, choć w wygranej pomógł sobie głową. Jak się później okazało, nieprzepisowe zachowania Gołoty podczas walki stały się jego niechlubnym znakiem rozpoznawczym.
„Andrew” zajął miejsce Nicholsona w konfrontacji z Riddickiem Bowe’em. To miała być tylko kolejna walka z solidnym przeciwnikiem dla niedawnego czempiona, który szybko chciał wrócić na szczyt. Nikt nie przypuszczał, że starcia tych bokserów przejdą do historii. A to właśnie za sprawą walk z „Big Daddym” Gołota stał się znanym na całym świecie bokserem.
Pierwsza walka odbyła się 11 lipca 1996 roku w Madison Square Garden. Ku zdziwieniu wszystkich, to Polak miał przewagę w ringu. Świetnie punktował Bowe’a lewym prostym i zadawał więcej celnych i silnych ciosów (a nie było ich mało z jednej i drugiej strony). Mimo odebrania dwóch punktów za uderzenia poniżej pasa, reprezentant Biało-Czerwonych u wszystkich sędziów wygrywał na punkty. W siódmej rundzie Gołota miał wyraźną przewagę, ale ponownie uderzył poniżej pasa. Sędzia pozwolił na kontynuowanie walki. Andrzej zaczął bombardować Riddicka ciosami i gdy ten był już na krawędzi nokautu, Gołota ponownie uderzył poniżej pasa. „Big Daddy” wykorzystał to i padł na deski z grymasem bólu, a walka zakończyła się dyskwalifikacją Andrzeja Gołoty.
Zdarzeniu towarzyszyła bijatyka wokół ringu. W szpitalu znaleźli się m.in. menedżer Gołoty Lou Duva, a także sam „Andrew”, który został uderzony w głowę telefonem komórkowym. Zdjęcia z ekscesów po walce obiegły cały świat.
Ciosy poniżej pasa potwierdziły opinię o Gołocie jako bokserze chętnie faulującym, a także mało odpornym psychicznie, ale walka z Bowe’em przyniosła mu także wiele pozytywnych opinii. Prowadził z byłym mistrzem świata wyrównany pojedynek, a w zasadzie wygrywał go na punkty.
Bezprecedensowe zdarzenia podczas pierwszej walki napędziły machinę marketingową na rewanż. Odbył się on 14 grudnia 1996 roku w Atlantic City i był niezwykle emocjonujący oraz zacięty. Andrzej Gołota chciał udowodnić, że potrafi bić się bez fauli i wygrać w przepisowy sposób z Bowe’em, a ten drugi chciał pokazać, że słaba forma w pierwszym starciu to był wypadek przy pracy.
Starcie od samego początku było twarde. Gołocie już w drugiej rundzie, po pięknym prawym, udało się powalić Bowe’a na deski. Ten zdołał się podnieść i kontynuować walkę. W tej rundzie Polak też po raz pierwszy dopuścił się faulu, uderzając Amerykanina głową, za co został mu odebrany punkt. Trzecia runda była bardziej wyrównana, lecz ze wskazaniem na Gołotę. Zakończyła się totalną wymianą ciosów. Widownia biła brawa na stojąco.
Jednak czwarta odsłona należała do Amerykanina, który bombardując Polaka sierpowymi, zmusił go w końcu do pierwszego nokdaunu w karierze. Andrzej podniósł się szybko i kontynuował pojedynek, lecz znowu uderzał poniżej pasa i został mu odebrany kolejny punkt.
W piątej rundzie „Andrew” serią pięknych, czysto trafionych ciosów posłał „Big Daddy’ego” na deski i wydawało się, że zdąży wykończyć rywala przed końcem rundy. Jednak Bowe, oparty na linach niczym Muhammad Ali w walce z George’em Foremanem, przyjmował kolejne ciosy, stojąc nadal na nogach. Takie sceny można było oglądać do końca pojedynku.
W szóstej odsłonie ponownie przewaga należała do Andrzeja Gołoty. Po siódmej rundzie Bowe był już do tego stopnia wycieńczony ciosami Polaka, że w narożniku trener powiedział mu, że jeśli nie pokaże czegoś w następnej rundzie, to przerwie pojedynek.
Kolejna runda wyglądała podobnie do poprzedniej. Gołota zadawał bomby byłemu mistrzowi, a ten tylko sobie znanym sposobem utrzymywał się na nogach. Do tego co jakiś czas odpowiadał ciosami. Niestety, gdy Polak w dziewiątej rundzie był na prostej drodze do pokonania Bowe’a, w ostatnich sekundach zadał serię ciosów poniżej pasa, a sędzia po wcześniejszych incydentach nie miał innego wyjścia, jak zdyskwalifikowanie Andrzeja Gołoty.
Wielu obserwatorów i dziennikarzy stwierdziło, że to była jedna z najlepszych i najbardziej dramatycznych walk w wadze ciężkiej, jaką widzieli. Tą walką Andrzej Gołota de facto zakończył karierę Ridicka Bowe’a, który wrócił na ring dopiero po 8 latach, walcząc już bardziej rekreacyjnie niż zawodowo. Po starciu z Polakiem miał też problemy psychiczne, które zdaniem niektórych były konsekwencją morderczego starcia z Gołotą.
Pomimo dwóch kolejnych porażek, „Andrew” był uznawany za jednego z najlepszych bokserów wagi ciężkiej. Został też nazwany „ostatnią nadzieją białych”, gdyż wówczas nie było groźnych białoskórych bokserów. Mimo dwóch oficjalnych porażek, w następnej walce Gołota stanął przed szansą zdobycia tytułu mistrza świata organizacji WBC.
4 października 1997 roku w Atlantic City Polak zmierzył się z Brytyjczykiem Lennoxem Lewisem. To, że Gołota nie znajduje się w najlepszej dyspozycji, można było zauważyć, gdy wchodził do ringu. Był wyraźnie spięty i jakby bez energii. Jak wiadomo, walka nie trwała długo, bo nasz rodak został znokautowany już w pierwszej rundzie. Wszyscy mówili, że nie był to ten sam pięściarz, który walczył z Bowe’em. Spekulowano, że to była wina zastrzyku przeciwbólowego podanego przed walką, ale bardziej prawdopodobne jest to, że Gołota po prostu nie wytrzymał presji. Słabą odporność psychiczną można było zobaczyć także w jego kolejnych pojedynkach.
Po tej porażce Andrzej wygrał w sześciu następnych walkach, między innymi z Corrie Sandersem, w której to druga runda była chyba jedną z najbardziej krwawych rund w historii boksu. Z łuku brwiowego Sandersa wypłynęło tyle krwi, że nie tylko obaj pięściarze byli nią umazani, ale znalazła się ona też na osobach siedzących wokół ringu.
Andrzej Gołota wygrał także z byłym mistrzem świata WBC i WBA – Timem Witherspoonem. Pojedynek ten odbył się w Polsce, we Wrocławiu. „Andrew” mógł wrócić i walczyć w ojczyźnie, gdyż w 1997 roku wydano mu list żelazny. Warunkiem było zjawienie się na procesie. Gołota tak też uczynił i mógł wrócić po raz pierwszy do Polski od ucieczki w 1990 roku. Ale oczywiście nie upiekło mu się całkowicie. Został skazany przez sąd we Włocławku na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Po tym wyroku mógł więc spokojnie przebywać w Polsce i stoczyć walkę dla polskich kibiców.
Po dwóch kolejnych wygranych, Gołota zmierzył się z młodą nadzieją wagi ciężkiej – Michaelem Grantem. 20 listopada 1999 roku w Atlantic City był bliski pokonania Amerykanina. W pierwszej rundzie dwukrotnie posłał rywala na deski i prowadził przez większość walki na punkty. Jednak w dziesiątej rundzie (pojedynek był zakontraktowany na 12 rund) zaliczył nokdaun i odmówił kontynuowania walki. Nikt nie zrozumiał tej zaskakującej decyzji Polaka.
Na ring Gołota wrócił w 2000 roku, staczając dwie walki, w tym z byłym mistrzem w wadze junior ciężkiej, Orlinem Norrisem, z którym wygrał na punkty.
Andrzej postanowił po raz kolejny wrócić na szczyt. Jego przeciwnikiem został sam Mike Tyson, dla którego to był ostatni dzwonek na to, aby coś jeszcze osiągnąć w boksie. Walka zapowiadała się bardzo ciekawie. W ringu mieli się spotkać dwaj nieobliczalni pięściarze. Pojedynek odbył się 20 października 2000 roku w Detroit.
Już w pierwszej rundzie, po klasycznej „petardzie” Tysona z prawej ręki, Polak był liczony, ale przetrzymał bombardowanie „Żelaznego Mike’a” i w drugiej odsłonie nawiązał równorzędną walkę. „Andrew” jednak miał pretensje do sędziego o to, że nie zwraca uwagi na faule Tysona.
Nieoczekiwanie, w przerwie między drugą i trzecią rundą, Polak odmówił kontynuowania pojedynku. Al Certo, trener Polaka, wręcz na siłę wkładał mu ochraniacz i kazał walczyć. Jednak ten zrobił swoje. Zszedł z ringu, obrzucany przez kibiców kubkami z napojami. Niedługo po walce komisja boksu stanu Michigan uznała walkę za nieodbytą. W organizmie Mike’a wykryto obecność narkotyków, co tłumaczyło jego nadpobudliwe zachowanie przed samą walką, na co też zwracał uwagę sam Andrzej. Jednak po takiej kompromitującej porażce kariera Gołoty wydawała się ostatecznie zakończona.
Po walce w Detroit Andrzej Gołota miał trzyletnią przerwę w boksowaniu. Ale od 2003 roku stoczył kilka zwycięskich pojedynków, a 27 kwietnia 2004, w konfrontacji z Chrisem Byrdem, dostał drugą szansę walki o pas mistrzowski, tym razem organizacji IBF. Niestety pojedynek zakończył się remisem i Amerykanin zachował tytuł mistrza świata.
Następna walka to kolejne starcie o mistrzostwo świata, tym razem organizacji WBA. 13 listopada 2004 roku Gołota przegrał na punkty z Johnem Ruizem, mimo iż reprezentant USA w drugiej rundzie był dwukrotnie liczony. Zdaniem wielu Polakowi należało się zwycięstwo.
W 2005 roku Gołota dostał już 4 szansę na zdobycie tytułu mistrza świata. Stawką był pas WBO. Jednak podczas gali w hali United Center w Chicago został znokautowany w 53 sekundzie przez Lamona Brewstera. Po raz kolejny potwierdziła się opinia, że Andrzeja najłatwiej pokonać na początku starcia.
Po tej walce Gołota miał kolejną, tym razem dwuletnią przerwę w boksowaniu. Na ring powrócił 9 czerwca 2007 roku, pokonując w Katowicach Amerykanina Jeremiego Batesa w drugiej rundzie przez techniczny nokaut.
W kolejnej walce, 6 października 2007 roku w hali Madison Square Garden w Nowym Jorku, pokonał Irlandczyka Kevina McBride’a w szóstej rundzie, także przez TKO.
19 stycznia 2008 roku w Madison Square Garden „Andrew” zwyciężył jednogłośną decyzją sędziów na punkty z Mikiem Mollo i wydawało się, że może dostać kolejną szansę walki o tytuł.
7 listopada 2008 roku w Chengdu zmierzył się z Rayem Austinem, a zwycięzca miał walczyć o mistrzostwo. Gołota przegrał przez techniczny nokaut po pierwszej rundzie. W 3 sekundzie pojedynku zaliczył nokdaun. 40 sekund później doznał kontuzji lewego ramienia i choć dotrwał do końca rundy, musiał zrezygnować z dalszej walki.
Ponad roczna rozłąka z boksem i do tego poważna kontuzja na pewno nie pomogły Andrzejowi Gołocie w starciu z Tomaszem Adamkiem. Spora nadwaga, wiek i brak treningów dały o sobie znać tego październikowego wieczoru w Łodzi. Konflikt osobisty z „Góralem” też nie pomógł, gdyż „Andrew” poszedł do pojedynku zbyt personalnie. Po jego zachowaniu i wypowiedziach można było wywnioskować, że będzie chciał za wszelką cenę „urwać głowę” rywalowi.
Plany Gołoty spaliły na panewce w pierwszej rundzie, w której był już liczony. Decydującym czynnikiem nie były umiejętności, a szybkość, której Andrzej nie posiadał. Przegrywał rundę za rundą, aż do piątej, kiedy to ponownie padł na deski. Gdy wstał zamroczony, Adamek dokończył dzieła zniszczenia, bombardując Gołotę dziesiątkami ciosów. Sędzia przerwał walkę, widząc, że Andrzej Gołota utrzymuje się na nogach tylko ambicją i siłą woli.
Tak ostatecznie skończył się sen Andrzeja Gołoty i wielu jego kibiców o zdobyciu przez niego mistrzostwa świata wagi ciężkiej.
Co się odwlecze, to nie uciecze, dałoby się powiedzieć o walce Andrzeja Gołoty z Przemysławem Saletą. Pojedynek, który miał się odbyć jeszcze w ubiegłym wieku, kiedy to obaj byli na topie, doszedł do skutku dobrych kilka lat później.
Ciągle mówiło się, że Gołota planuje powrót, ale walka z Saletą, który na dobrą sprawę, poza przygodą z MMA, nie boksował od 7 lat, nie była raczej brana pod uwagę. Jednak obaj pięściarze z ochotą podeszli do tego pomysłu i starcie doszło do skutku. Pojedynek odbył się 23 lutego 2013 roku w trójmiejskiej Ergo Arenie, przy wielotysięcznej publiczności, która jeszcze raz chciała zobaczyć legendę polskiego boksu, nazywanego niegdyś „ostatnią nadzieją białych”.
Mimo że obaj bokserzy mieli na karku po 45 lat, przygotowali się do walki bardzo dobrze. Dawne zatargi, wykreowane przez media, poszły w niepamięć i panowie skupili się na treningu oraz sportowym aspekcie pojedynku. Jednak niewielu wierzyło, że w takim wieku i po tak długiej rozłące z boksem dadzą dobrą, emocjonującą i stojącą na wysokim poziomie walkę.
Już w pierwszych sekundach było widać zdeterminowanie Gołoty, który w nie swoim stylu ruszył na Saletę. Były mistrz Europy zainkasował parę mocnych ciosów, ale przyjął je i odpowiadał. Po dwóch rundach przewagę miał Gołota, lecz Saleta złapał wiatr w żagle i pojedynek zaczął się wyrównywać.
Wszystkich zaskoczyło szybkie tempo starcia i liczba ciosów. „Andrew” w ferworze walki zapomniał o swojej taktyce i dał się wciągnąć w wojnę z rywalem. Kilka razy wypadł mu ochraniacz na szczękę, za co zostały mu odebrane punkty.
Decydująca była runda szósta. Coraz bardziej zmęczony Gołota przyjął w niej kilka mocnych ciosów, a na deski padł po dość niepozornym uderzeniu, chyba bardziej ze zmęczenia i po lekkim popchnięciu. Ale wstać na czas już nie zdołał i został pokonany po dramatycznej i dobrej walce, za co został nagrodzony brawami przez tysiące kibiców. Chyba znowu zawiodła psychika. Gołocie zabrakło też zimnej krwi. Za wszelką cenę chciał pokazać, że jest lepszym i twardszym pięściarzem. Przemysław Saleta, prezentując nadspodziewanie dobry boks, wykorzystał to i pokonał „niekoronowanego mistrza świata”, jak mówi się o Gołocie.
Jak się później okazało, była to ostatnia zawodowa walka Andrzeja Gołoty.
Na sportowej emeryturze „Andrew” mieszka z żoną w USA. Wolny czas spędza na treningach (choć rękawic bokserskich już nie zakłada), spacerach z psem oraz rozwijaniu zainteresowań.
Nazywam się Krzysztof Borowik. W 2009 r. wpadłem na pomysł stworzenia strony, która skupiałaby wszystkich najwybitniejszych bokserów w historii. Sportem interesowałem się od zawsze, również boksem, jednak w o wiele mniejszym wymiarze. Boks pokochałem po obejrzeniu filmu „Ali”, zacząłem wgłębiać się w historię boksu i jego najwybitniejszych przedstawicieli. Po kolei poznawałem wybitnych pięściarzy, od początku istnienia boksu zawodowego. Zachwyciłem się nimi i ich walkami do tego stopnia, że postanowiłem stworzyć bloga poświęconą właśnie nim.
Dodaj komentarz