
Kategoria wagowa: lekkopółśrednia( do 64 kg), półśrednia(do 69 kg)
Już od maleńkości ciągnęło go do sportu, jeszcze jako dziecko nauczył się pływać, a także poważnie trenował jazdę na łyżwach. Ale jego dzieciństwo nie było takie różowe. Był jedynakiem wychowywanym przez wspaniałą kochającą, ale zapracowaną i borykającą się z materialnymi kłopotami matkę. Uciekał ze szkoły, chuliganił, i jak sam przyznał po latach, był bliski wykolejenia się. Miał jednak to szczęście, że w częstochowskim klubie Skra spotkał trenera boksu, Wiktora Szyińskiego, który – jak twierdzi sam Kulej, zastąpił mu ojca. Pierwszą decyzją szkoleniowca było wyrzucenie kruchego 12-latka z sali treningowej, gdyż uznał, że dla niego na uprawianie boksu jest jeszcze za wcześnie. Kulej zaczął więc porządkować swoje życie, przestał wagarować, i za nim ponownie trafił na salę bokserską minęły 4 lata.
Początek kariery
Na dobre karierę boksera rozpoczął w wieku 16 lat w Skrze Częstochowa. Początki były trudne, ale już 2 lata później zadebiutował w reprezentacji Polski, której trenerem był wówczas słynny Feliks Stamm. Kariera Kuleja nabierała tempa, na Mistrzostwach Polski Juniorów został uznany za najlepszego zawodnika, a rok później był w kadrze na ME w Lucernie, gdzie doszedł do ćwierćfinału. Kulej zdecydował się wtedy na przeniesienie do Gwardii Warszawa, w tym samym roku ukończył też szkołę średnią.
Stamm zdecydował, że na Igrzyska Olimpijskie do Rzymu (1960 r.) w wadze lekkopółśredniej pojedzie nie Kulej, a Marian Kasprzyk. Sytuacja powtórzyła się rok później, kiedy szkoleniowiec polskiej kadry ogłosił skład na ME w Belgradzie. Kiedy jednak Kasprzyk miał przymusową przerwę, swoją szansę wykorzystał Kulej, który mozolnie przebijał się do reprezentacji. Na majowych ME w 1963 roku, które odbywały się w Moskwie, Kulej był już bezkonkurencyjny. W finale pokonał znakomitego boksera, Łotysza w barwach ZSRR, Alojza Tumińsza, który zresztą bronił złotego medalu. Rok wcześniej Kulej rozpoczął pracę w Milicji Obywatelskiej.
Na igrzyska w Tokio (1964 r.) jechał już w roli faworyta i faktycznie nie zawiódł. W pierwszej rundzie pokonał Argentyńczyka Amayaę, w kolejnej wygrał z Brytyjczykiem Mc Taggartem. W ćwierćfinale nie dał szans Rumunowi Michaliny, zaś w półfinale zwyciężył reprezentanta Ghany Blaya, ale po tym pojedynku był strasznie poobijany. Bolały mnie wszystkie kości, mięśnie miałem jak z waty, na głowie takie guzy, że nie sposób się było uczesać się wspominał Kulej, który nie bardzo wierzył w to, że w finale pokona doskonałego Rosjanina Eugeniusza Frotowa, z którym przegrał dziewięć miesięcy wcześniej w spotkaniu finałowym o Puchar Europy Polska – ZSRR. W walkach eliminacyjnych Kulej, który jak zwykle walczył bojowo, był przecież prawdziwym fighterem, atakował non stop, dążył do półdystansu, zasypywał przeciwników ciosami. Przed walką finałową w Tokio Kulej stracił jednak pewność siebie. Potrzebna mu była rozmowa ze Stammem. Na dzień przed finałem obaj wybrali się na długi spacer, podczas którego ustalili taktykę na Frotowa. Stamm zdecydował, że Kulej w tym pojedynku nie będzie atakował! Wszyscy wiedzą, że jesteś fighterem, że masz cios, że narzucasz tempo. Taki jest twój temperament i taki jest twój styl walki. Nikomu nie przyjdzie na myśl, że będziesz zwlekał, czekał. Nawet tobie samemu i w tym jest cała trudność. Musisz wytrzymać! Musisz choćby pół pierwszej rundy panować nad sobą i czekać na atak przeciwnika. Niech on zacznie tę wojnę- powiedział wówczas Papa Stamm.
W rok po igrzyskach Kulej ponownie został mistrzem Starego Kontynentu podczas imprezy w Berlinie. Zresztą cały okres od igrzysk w Tokio do igrzysk w Meksyku (1968 r.) to jeden wielki ciąg sukcesów Kuleja, błyskotliwych zwycięstw i absolutnej hegemonii w wadze lekkopółśredniej, a także licznych sukcesów w półśredniej, w której od czasu do czasu boksował.W 1966 roku Kulej wygrywa turniej przedolimpijski w Meksyku, zostając uznanym najlepszym pięściarzem imprezy. W pierwszej walce tego turnieju Polakowi pękły jednak trzy zęby, a ich usunięcie spowodowałoby krwotok i uniemożliwiło dalszy udział w zawodach. Kulej walczył jednak z bólem i do końca turnieju boksował z pękniętymi zębami.Rok później przydarzyła mu się jednak wpadka. Dość niespodziewanie bowiem przegrał w finale ME w Rzymie, wywalczając „tylko” srebrny medal.Kiedy zanosiło się na to, że nic nie stanie na przeszkodzie w wywalczeniu w Meksyku kolejnego złotego medalu olimpijskiego, 18 czerwca 1968 roku doszło do tragicznego zdarzenia. Kulej, wracając wczesnym rankiem samochodem z Aleksandrowi Kujawskiego do Ciechocinka uległ wypadkowi kilkakrotnie koziołkując. Kulej uderzył mocno głową w szybę, pokiereszował sobie mocno twarz. Rany na czole i brodzie, liczne inne obrażenia szczęki, wszystko to było bardzo bolesne. Miał straszliwie pokaleczoną odłamkami szyby twarz, którą zszywano w szpitalu przez 10 dni. Pierwsza diagnoza mówiła nawet o uszkodzeniu kręgów szyjnych, ale na szczęście nie potwierdziła się.Kulej wbrew woli lekarzy podejmuje ryzyko i wznawia treningi, dostaje nominację do kadry olimpijskiej, chociaż deptał mu po piętach Ryszard Petek, Mistrz Europy w wadze piórkowej, który potem przeniósł się lekkopółsredniej.Na zgrupowaniu przedolimpijskim w Zakopanem Kulej znowu wpada w tarapaty. Podczas jednego z wypadów na miasto, znokautował czterech milicjantów, kolegów po fachu. Groziła mu odpowiedzialność karna, więc przyznanie olimpijskiego paszportu wisiało na włosku. Kulej-gwardzista zobowiązał się jednak przed swoimi przełożonymi z MO i MSW, że ponownie przywiezie z olimpiady złoty medal. Gdyby stało się inaczej, po powrocie do kraju, mógł grozić mu surowy wyrok.
Drugie złoto olimpijskie
Walka z Kubańczykiem, jak stwierdził sam Kulej, była jego najdramatyczniejszą w karierze. Trzy silne ciosy młodego Kubańczyka były nokautujące, lecz Polak, dzięki doświadczeniu, utrzymał się na nogach, nie sprawiając nawet wrażenia zamroczonego. „Zobaczyłem przed oczami ciemną plamę, w którą zacząłem z uporem bić” – wspominał po latach Kulej. Po raz pierwszy w dziesięcioletniej już wówczas karierze, nasz mistrz doznał po ciosie zamroczenia. Ostatecznie jednak wygrał ten pojedynek 3:2 (59:58, 60:59, 60:59, 59:60, 59:60) i został złotym medalistą olimpijskim po raz drugi.
Zakończenie kariery
Wielu oczekiwało, że Kulej pociągnie jeszcze do Monachium i tam będzie się starał walczyć o kolejny medal olimpijski. Tymczasem mistrz postanowił zrezygnować z uprawiania boksu u szczytu sławy. Dokonał tego w typowo „sulejowskim” stylu.
Zatelefonował do Jacka Żemantowskiego, który był wówczas najpopularniejszym dziennikarzem sportowym w telewizji, że zamierza złożyć oświadczenie o zakończeniu kariery. Za chwilę obaj już siedzieli w studio. Chciano później powiesić Żemantowskiego za to, że osłabił polski boks. Do Kuleja też miano pretensje, że nikogo nie uprzedził. Ale to była jedyny sposób na rozstanie z boksem, inaczej przecież nie pozwolono by Kulejowi na zakończenie kariery, podczas której ani raz nie został znokautowany.
Zanim nasz mistrz zakończył karierę otwarł na warszawskiej Starówce kawiarenkę „Ring”, która szybko rozbłysła, ale potem zgasła. Przygoda z gastronomią zakończyła się bankructwem, a komornik nawet zlicytował samochód mistrza olimpijskiego.
Po zakończeniu kariery
W 1972 roku wystąpił z MO, a także ukończył studia na Wydziale Nauczycielsko-Trenerskim Akademii Wychowania Fizycznego i rozpoczął pracę nauczyciela. Zaczął też robić karierę jako wnikliwy sprawozdawca telewizyjny z imprez bokserskich. Zagrał też ważną rolę w filmie Marka Piwowskiego „Przepraszam, czy tu biją?”. Na nowo ułożył sobie życie osobiste, zaczął zarabiać jako profesor boksu w Oxfordzie (za dnia budował domy, a wieczorami wykładał), wybudował dom pod Warszawą, doczekał się wnuków. Organizował też pierwsze w Polsce walki zawodowe m.in. w 1992 roku Przemysławowi Salecie.
Jego życie to temat na powieść sensacyjną. Zresztą jedyny dwukrotny złoty polski medalista igrzysk w boksie spisał swoją historię i w 1994 roku wydał drukiem. Książka nosi tytuł „Dwie strony medalu”. Kulejowi przypisuje się powiedzenie: „Nie ma bokserów odpornych na ciosy. Są tylko źle trafieni”.Od 1975 do 1990 r. należał do PZPR. W latach 2001-2005 był posłem na Sejm wybranym z listy Sojuszu Lewicy Demokratycznej z okręgu warszawskiego. W 2004 r. przeszedł do Socjaldemokracji Polskiej, w 2005 bezskutecznie z jej ramienia ubiegał się o reelekcję w wyborach parlamentarnych. Jest także członkiem zarządu PKOL , wiceprezesem Związku Boksu Zawodowego w Polsce, prezesem Klubu Polskich Medalistów Olimpijskich. Został odznaczony m.in. złotym Medalem za Wybitne Osiągnięcia Sportowe (wielokrotnie) oraz Krzyżem Oficerskim (1968) i Komandorskim (1998) OOP. W 1995 otrzymał Nagrodę im. Aleksandra Rekszy. W ostatnich latach Jerzy Kulej był związany z stacją Polsat, gdzie był komentatorem boksu.
I to był piękny techniczny boks, sama poezja, spoczywaj w pokoju mistrzu.
Drugiego takiego jak JERZY KULEJ już nie będzie. Panie Jerzy, czuwaj z nieba nad polskim boksem!!! Spoczywaj w pokoju.