Czas dla Roya Jonesa Jr. jest wyjątkowo nieubłagany

 
Niestety miłość do Roya Jonesa Jr., przyćmiewa jego fanom fakty, a te są takie, że od 3-4 lat Roy Jones Jr., stacza się po równi pochyłem w zatrważającym tempie. Dla niego czas biegnie wyjątkowo szybko, walczy nie tak jakby miał 42 lata, a 52!. Dlaczego czas dla legendarnego Roya jest tak niemiłosierny? Dlaczego choćby Bernard Hopkins, Evander Holyfield czy George Foreman o niebo lepiej rodzili lub radzą sobie z wiekiem? Odpowiedź na te pytanie jest złożona.

Jak wiadomo każdy jest inny, ale trzeba zdać sobie sprawę, że geniusz Roya Jonesa Jr. brał się z niesamowitej szybkości, refleksu zarówno w ataku jak i obronie, dynamiki, i niewiarygodnego wyczucia dystansu, który pozwał mu na balansowanie na cienkiej linie… kontrolowane balansowanie. Dopiero gdzieś dalej był talent i czyste umiejętności bokserskie. Jak to powiedział jeden z amerykańskich znawców: „Roy Jones jr. był atletą” i tak samo jak atleci swoje sukcesy w większej mierze opierają o fizyczność niż technikę, tak i największą bronią Jonesa były aspekty fizyczne. Do powodów szybkiego spadku formy Roya Jonesa Jr. w przeciwieństwie do innych na pewno ma też to, że często zmieniał kategorie wagowe,  nabierał masy, potem chudł i znowu nabierał masy. Szybki przyrost masy mięśniowej jaki siły Roya Jonesa jr, który dość szybko przeskoczył z kategorii średniej do półciężkiej, też zapewne nie wziął się tylko i wyłącznie z ciężkiej pracy i prawidłowego odżywiania się. To wszystko musiało zostawić piętno na jego ciele. Eksploatacja jego ciała była bardzo duża, nie tylko w dziedzinie boksu, Roy był miłośnikiem koszykówki i był na tyle pewny swoich umiejętności, że zdarzało mu się grać w dzień walki!

Jak twierdzi większość, Roy Jones Jr. „skończył się” po walce z Johnem Ruizem o pas mistrzowski wagi ciężkiej. Tam Jones, ważący 88 kg, momentami ośmieszał mistrza. Po tym pojedynku po 5 miesiącach wrócił z trudem do półciężkiej, ale te wahania wagi musiały dać osobie znać. Po 15 latach zawodowej kariery i zachwycaniu kibiców Roy Jones Jr. został pokonany(nie licząc dyskwalifikacji Montellem Griffinem), Antonio Tarver znokautował Jonesa w drugiej rundzie – to była sensacja i początek końca wielkiego pięściarza. Roy chyba chciał za wiele, sądził że nic mu nie zaszkodzi, że jest zbyt wielkim geniuszem aby będąc nawet nie w formie dać się pokonać. Mylił się, bo fizjonomii nie da się oszukać, coś  w końcu musiało pęknąć w tej cielesnej maszynie . Trzy porażki pod rząd w tym drugi raz z Tarverem i raz z Johnsonem potwierdziły, że nie ma już dawnego Roya Jonesa Jr. Jednak jeszcze wtedy(2006 r.) Jones nadał był świetnym bokserem. Wydawało się, że z sukcesem odbudowuje swoją pozycję, wygrał kilka walk, darząc do kolejnego tytułu. Na drodze staną mu niedoceniany za oceanem Joe Calzaghe – jak się okazało niesłusznie. W zasadzie Calzaghe jako ostanie walczył z Royem Jonesem Jr., który był wielki, nie tak jak wcześniej, ale był. Znamienne w tym pojedynku było to, że Calzaghe momentami ośmieszał Jonesa, który notabene  rzucił Walijczyka na deski w pierwszej  rundzie, tak samo ja ten robił to przez lata ze swoimi rywalami.

Dalej było już równia pochyła, problemy z pieniędzmi Jonesa, chęć ponownego bycia na szczycie sprawiło, że jeden z największych pięściarzy w historii rozmienił się na drobne. Przykre jest jedynie to, że nawet dwa nokauty(w tym jedne ciężki) jakiego mu zafundował Lebiediew i Danny Green, mierna walka z przeciętnym Głażewskim(z całym szacunkiem dla Polaka) , nie sprawiło, że Jones zakończy karierę. Zatrważające jest to, że Amerykanin z walki na walkę jest o poziom gorszy, i to, że promotorzy dają mu walczyć z niebezpiecznymi rywalami. Ale to jest w wielkimi nazwiskami, gdyby Tyson wrócił ustawiła by się kolejka promotorów i bokserów do starci  z nim, nie bacząc na to, że to już tylko nazwisko.

Add a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *