Piękno sportu i syndrom Władimira Kliczki

 

Piękno sportu i syndrom Władimira Kliczki

Emocje opadły i można na chłodno napisać kilka słów o tym co się stało w Medison Square Garden w Dzień Dziecka. Anthony Joshua przegra z kretesem z Andy Ruizem jr. Tak się skończył, na dzień dzisiejszy, podbój ameryki przez byłego już mistrza trzech federacji!

Nikt się tego nie spodziewał, a walkę tą już uznano za największa bokserską sensację od czasów porażki Mike’a Tysona z Jamesem „Busterem” Douglasem w 1990 r. To piękny aspekt sportu, gdy ktoś całkowicie skazany na pożarcie wygrywa i to w sposób spektakularny. Tak oto Andy Ruiz jr., wyglądający jak pan z pod budki z piwem, nokautuje pięściarza o wyglądzie gladiatora, za którym stoją olbrzymie pieniądze i perspektywa panowania na tronie wagi ciężkiej przez kolejna lata. Wspaniała historia! Tu nawet nie chodzi o to kto jak wygląda i że Brytyjczyk górował warunkami fizycznymi, ale również o umiejętności. Mimo, świadomości tego, że Joshua boksersko nie jest i nigdy nie będzie Muhammadem Alim, to ani kibice ani dziennikarze nie dawali szans Ruizowi, gdyż nie widzieli w aspekcie umiejętności jakieś szczególnej jego przewagi. I tak w myśl powiedzenia; Dobry duży bokser zawsze wygra z dobrym małym bokserem, walka powinna się skończyć zwycięstwem Anthonego Jushuy.  Zatem co się stało, co zawiodło? Wiemy, że przygotowania przebiegły prawidłowo, a sam pięściarz był w pełni zdrów. Czy zawiodła głowa jak wielu twierdzi, walka na wyjeździe i zlekceważenie rywala. Zapewne tak. Ale może po prostu Andy Ruiz jr. jest lepszym pięściarzem?

Od czasu kiedy to wagą ciężką zawładnęli giganci i warunki fizyczne zaczęły odgrywać tak wielką rolę, wszyscy się pogodzili z tym, że jest to przyszłość wagi ciężkiej. Zdarzyło się słyszeć, że czasy Tysonów, Holyfieldów czy Joe Frazierów dawno minęły i tacy pięściarze nie mają już szans z dzisiejszymi dwumetrowymi atletami. Jak się wszyscy mylili! Z małą satysfakcją przyznam, że ja miałem i nadal mam inne zdanie. Mam wielki respekt dla dawnych mistrzów i uważam, że mimo słabszych warunków fizycznych pokonaliby wszystkich mistrzów od czasów Władimira Kliczki. Boks składa zbyt wielu czynników, aby można było wygrywać tylko przygotowaniem atletycznym i warunkami fizycznymi. Już z początku zawodowego boksu usnuło się powiedzenie, że Im są więksi tym z większym hukiem padają! Nie można się z tym nie zgodzić. Duzi pięściarze często mają słaba odporność na ciosy i z trudem dochodzą do siebie po nokdaunie. Szybciej się też męczą, są wolniejsi i łatwiejsi do trafienia. To właśnie widzieliśmy w walce Anthonego Joshuy z Andy Ruizem jr. Zresztą widzieliśmy to też w poprzednich walkach Joshuy, za każdym razem gdy otrzymywał mocne ciosy, momentalnie „stawał”, a energia z niego uchodziła w trybie przyspieszonym, niczym powietrze z balona. Wcześniej się udawało, tym razem już nie. Do tego doszły aspekty wspomniane wcześniej, walka na wyjeździe, zlekceważenie przeciwnika, lub po prostu złe rozczytanie Ruiza.

Ja obawiam się, że to nie był wypadek przy pracy jak twierdzą niektórzy. Anthony’ego czekają trudne chwile, już nigdy nie będzie tak pewny siebie, będzie walczył zachowawczo, a to przecież ofensywa zawsze była jego największym atutem. Może podzielić los Władimira Kliczki, który po trzech dotkliwych porażkach musiał diametralnie zmienić styl walki, wręcz walczyć ciągle faulując z obawy, że dostanie mocny cios, a gdy już się to działo koszmary dawnych walk powracały jak bumerang.

Z kim teraz zawalczy Brytyjczyk? Czy natychmiastowy rewanż jest dobrym rozwiązaniem? Czy w kilka miesięcy stanie się innym pięściarzem? Wątpliwe, a presja będzie duża. Czy w przypadku kolejnej porażki to już będzie koniec kariery.  Mam obawy, że tak. Takim boksem nie wygra z Wilderem czy Furym, a są jeszcze inni, którzy rozochoceni rzucą się na Anglika chcąc go znokautować tak jak „grubasek” Andy Ruiz jr.

Jednak krytykując Anglika i zarzucając mu brak serca do walki, nie można zapomnieć, że to on ożywił wagę ciężką, że to on spektakularnie zakończył(?) karierę nudnego Kliczki i sprawił, że wagą ciężką znowu zaczęto się interesować jak dawniej. Może, za szybko spisujemy go na straty i jeszcze da nam wielkie walki, oby tak było!

Add a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *